Niedawno byłem na Jamaice. Objechaliśmy całą wyspę na około w między czasie zatrzymując się m.in. na jakieś posesji z napisem „free rooms”.
Właścicielka przy Jamaican Rum with cola opowiedziała nam kawałek swojego życia.
Jest amerykanką, kupiła kilka hektarów ziemi z linią brzegową na Jamaice. Postawiła tam kilkanaście domków do wynajęcia itd. Potem się okazało, że tuż obok jej działki są krokodyle (co nie jest na Jamaice standardem).
Na pytanie jak zdobywa klientów, odpowiedziała „w ciągu ostatnich 2 lat zdecydowana większość jest z youtube.com”.
Po ponownym zadaniu tego samego pytania wyjaśniła, że nagrała 3 filmy (głównie o krokodylach), umieściła je na youtubie z przejsciem do jej www, a statystyki pokazują, że niemal 100% osób wchodzi na jej stronę z youtuba.
to tyle. Przemyślenia pozostawiam Wam. A w pozostałych kwestiach pomożemy
PS.
Na Jamaice główne drogi przypominają polską szosę łączącą Bocianowo Górne z Dolnym.
Generalnie na Jamaice jest dość niebezpiecznie, zostawiałem zegarek w samochodzie wchodząc do sklepu.
Kolorowe czapki, muzyka reggae i charakterystyczny zapach na całej Jamaice istnieją głównie w wyobraźni potencjalnego turysty. Kara za palenie trawki to 25 lat spędzone na tej wyspie. Powyższy film nie jest tym napędzającym klientów
Jak wiecie, zajmujemy się promocją polskich obiektów turystycznych i biznesowych w Polsce i na świecie.
Czy wiecie natomiast jak przebiegły rozmowy z jednym z urzędów promocji miast? posłuchajcie…
Chcielibyśmy opublikować na naszych stronach www dotyczących Waszego miasta, harmonogram imprez w Waszym mieście, czy dacie nam na to zgodę? pytamy urzędu..
Urząd odpowiada:
- Tak, ale musicie za to zapłacić.
my: ale my promujemy Waszą miejscowość, dzięki nam odwiedzają Was turyści. I Wy i my zajmujemy się promocją miasta, także gramy do jednej bramki w tym zakresie… Wy jesteście od promocji, więc Was poniekąd wspomagamy…
urząd: dobrze, ale za to, że opublikujecie harmonogram imprez w sezonie 200X musicie zapłacić. Nie damy wam za darmo żadnych informacji o imprezach ani o naszym mieście. Do widzenia.
Najdroższą domeną w 2008 roku okazały się – urlopy.pl. Za ten adres internetowy jedno z biur podróży zapłaciło ok. 400 tys. zł.
Natomiast suma cen osiągniętych w 2008 roku przez 100 najdroższych adresów z rozszerzeniem .pl wynosi 1,5 mln zł – podał Daniel Dryzek, inwestor domenowy. Wśród 100 najcenniejszych polskich domen internetowych najwięcej, bo aż 9 jest związanych z turystyką, a nieco mniej z finansami i rozrywką oraz nazwami miejscowości.
A jak bardzo? Sprawdź w ciekawej grze zręcznościowej, w której liczy się czas, i w której możesz choć trochę poczuć jak to jest, być odpowiedzialnym za obsługę gości. Powodzenia!
Gra dostępna jest w serwisie www.naprzerwie.pl, pod linkiem poniżej.
Jak uważa Krzysztof Milski z Polskiej Izby Hotelarstwa, w całym sektorze może obecnie brakować nawet tysiąca pracowników. Za kilka miesięcy będzie ich potrzeba jeszcze więcej, bo kończą się budować kolejne hotele na Euro 2012. Sam kryzys też wymusza na branży zwiększanie zatrudnienia.
- W czasie kryzysu hotele muszą podnosić poziom swoich usług, żeby nie stracić klientów. Dlatego potrzebują więcej osób do fachowej obsługi gości – wyjaśnia Milski.
Wczoraj przedstawiciele firmy Louvre Hotels prowadzili rekrutację podczas Francuskiego Forum Zatrudnienia odbywającego się na Uniwersytecie Warszawskim. Sieć ta skupią m.in. hotele Campanile i Kyriad Prestige.
- Poszukujemy kucharzy, recepcjonistów, kelnerów i barmanów. Chętnie przyjmiemy też do pracy finansistów, ale tylko z doświadczeniem – powiedziała Monika Gałkiewicz, kierownik ds. personalnych w Louvre Hotels.
Sytuację na naszym rodzimym rynku hotelarskim można porównać do żółtego szwajcarskiego sera: im więcej sera – tym więcej dziur. Im więcej dziur…tym mniej sera.
Dla czego tak? Ano dlatego, że sytuacja ta jest bardzo specyficzna, a czasem wręcz paradoksalna. Jeśli w niektórych regionach powstają nowe hotele, to zaraz pojawia się zapotrzebowanie na coś innego. Im większy region analizujemy – tym większe zapotrzebowanie na obiekty noclegowe tam występuje. Ale po kolei.
Kiedyś było inaczej. Gospodarka była zcentralizowana, to i baza turystyczna była zcentralizowana – na rynku panowała nieśmiertelna Grupa Orbis, która ma się świetnie do dziś. Jej hotele były synonimem luksusu i najwyższego standardu w Polsce. Była też Gromada, były jej hotele oraz cała siatka uzdrowisk, sanatoriów i domów wczasowych.
Nie da się ukryć, że wybór nie był zbyt duży, a na znakomitą większość tych obiektów pozwolić sobie mogła znakomita mniejszość obywateli. Pozostawały kwatery prywatne kwatery rozsiane po górach, Mazurach i nad Bałtykiem. Dodatkowo można zawsze było jechać do schroniska w Bieszczadach lub – jeśli miało się „koneksje” – do jednego z zamkniętych ośrodków wypoczynkowych należących do Państwa.
Te czasy na szczęście dawno już minęły i wraz z przełomem , który z ciężkim bólem wyrwał nas spod czerwonego płaszcza, nastąpił – powolny, ale zawsze – przełom w tak niedocenionej i niedoinwestowanej dziedzinie jak turystyka.
Niechciane dziecko, które do tej pory ograniczane było reglamentacją towarów, kontrolowaną swobodą podróżowania (zwłaszcza na płaszczyźnie podróży międzynarodowych) zaczęło stawać na nogi. Wraz z turystyką, wszystko co jej towarzyszy, czyli tzw. Baza turystyczna uzupełniająca.
Od lat ’90 (całkiem z resztą „szalonych” – przynajmniej w tej dziedzinie) zmieniło się sporo. Polacy dobrze zareagowali na zmiany. Większość aktualnych hotelarzy dobrze wykorzystała „okres przejściowy” i dziś z pewnością zrobiliby to samo. Wiadomo, że były też i upadki, ale to chyba ryzyko wliczone w cenę przy inwestycjach tego typu.
Jaki jest trend na przykładzie kilku ostatnich lat? Wzrostowy, lecz bez szaleństw. Powstają głównie hotele niesklasyfikowane i obiekty noclegowe innego typu (pensjonaty, apartamenty, hotele, hoteliki itp.). Gwiazdkowe jednak nie pozostają w tyle. W roku 2004 np. powstało ich niemal dwa razy więcej, niż było w roku 2001. Do dziś liczba ta również znacząco wzrosła (o ponad 200). Czyli popyt jest!