Wracałem z gór ze spotkań z naszymi klientami, 100 km od Warszawy zatrzymałem się na chwilę na stacji, kupiłem crunchera i red bulla, trochę słodkiego, trochę guarany i człowiek jak nowo narodzony.
Dobra jeszcze godzinka jazdy, potem szybki prysznic i cały wieczór należy do mnie.
Daremne okazały się moje plany, Panda zaraz po wyjechaniu ze stacji zaczęła się dusić aż w końcu zgasła. Jakiekolwiek prośby i negocjacje nie wchodziły w grę, Pandzioch zaprzestał podawania paliwa – strajk na pokładzie – recepty brak. No nic trzeba podzwonić, kilka telefonów i godzinę później razem z niepokorną Pandą jechaliśmy lawetą w stronę Warszawy. Resztę drogi rozmawiałem z niesamowicie zabawnym kierowcą lawety, który widząc napisy miejscowości na samochodzie odrazu podjął dyskusję na temat wyższości wypoczynku w Polsce od tego poza granicami naszego kraju Wystarczyła godzina z kierowcą lawety aby poznać i zrozumieć otaczającą nas sytuację społeczno – polityczną, dowiedzieć się jakież to wstrętne stworzenia obrzydziły mu zagraniczne wojaże. Uwierzcie mi ten Pan miał wytłumaczenie i receptę na wszystko
Wam życzę jak naj mniej awarii na drodze, a jeżeli się trafią, to przynajmniej tak pozytywnie zakręconych laweciarzy