Sytuację na naszym rodzimym rynku hotelarskim można porównać do żółtego szwajcarskiego sera: im więcej sera – tym więcej dziur. Im więcej dziur…tym mniej sera.
Dla czego tak? Ano dlatego, że sytuacja ta jest bardzo specyficzna, a czasem wręcz paradoksalna. Jeśli w niektórych regionach powstają nowe hotele, to zaraz pojawia się zapotrzebowanie na coś innego. Im większy region analizujemy – tym większe zapotrzebowanie na obiekty noclegowe tam występuje. Ale po kolei.
Kiedyś było inaczej. Gospodarka była zcentralizowana, to i baza turystyczna była zcentralizowana – na rynku panowała nieśmiertelna Grupa Orbis, która ma się świetnie do dziś. Jej hotele były synonimem luksusu i najwyższego standardu w Polsce. Była też Gromada, były jej hotele oraz cała siatka uzdrowisk, sanatoriów i domów wczasowych.
Nie da się ukryć, że wybór nie był zbyt duży, a na znakomitą większość tych obiektów pozwolić sobie mogła znakomita mniejszość obywateli. Pozostawały kwatery prywatne kwatery rozsiane po górach, Mazurach i nad Bałtykiem. Dodatkowo można zawsze było jechać do schroniska w Bieszczadach lub – jeśli miało się „koneksje” – do jednego z zamkniętych ośrodków wypoczynkowych należących do Państwa.
Te czasy na szczęście dawno już minęły i wraz z przełomem , który z ciężkim bólem wyrwał nas spod czerwonego płaszcza, nastąpił – powolny, ale zawsze – przełom w tak niedocenionej i niedoinwestowanej dziedzinie jak turystyka.
Niechciane dziecko, które do tej pory ograniczane było reglamentacją towarów, kontrolowaną swobodą podróżowania (zwłaszcza na płaszczyźnie podróży międzynarodowych) zaczęło stawać na nogi. Wraz z turystyką, wszystko co jej towarzyszy, czyli tzw. Baza turystyczna uzupełniająca.
Od lat ’90 (całkiem z resztą „szalonych” – przynajmniej w tej dziedzinie) zmieniło się sporo. Polacy dobrze zareagowali na zmiany. Większość aktualnych hotelarzy dobrze wykorzystała „okres przejściowy” i dziś z pewnością zrobiliby to samo. Wiadomo, że były też i upadki, ale to chyba ryzyko wliczone w cenę przy inwestycjach tego typu.
Jaki jest trend na przykładzie kilku ostatnich lat? Wzrostowy, lecz bez szaleństw. Powstają głównie hotele niesklasyfikowane i obiekty noclegowe innego typu (pensjonaty, apartamenty, hotele, hoteliki itp.). Gwiazdkowe jednak nie pozostają w tyle. W roku 2004 np. powstało ich niemal dwa razy więcej, niż było w roku 2001. Do dziś liczba ta również znacząco wzrosła (o ponad 200). Czyli popyt jest!
Category: ciekawostki
You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0 feed.
You can leave a response, or trackback from your own site.
One Response
Co do powstawania wielu niesklasyfikowanych obiektów, to bardzo dużo jest takich, co sobie dodają powagi tzn. zamiast nazwy pensjonat Magda, pensjonai Magda (bo obiekt nie spełnia standardów pensjonatu) lub zamiast hotel Gwarny – hotelik Gwarny przy czym to „ik” malutkimi literami co by nie było widać.